Finalizuje się kluczowy etap projektu. Zakończona została budowa sześciu planowanych przepławek. Na siódmej, czyli w Mokrzcu brakuje do zakończenia około 20 m oraz pozostaje do zamontowania urządzenie do monitoringu ryb.
W zeszłym roku rozpoczęto też monitoring przepławek – obu przepławek w Gorlicach, przepławki Ropicy Polskiej oraz przepławki w Jedliczach. Do realizacji w 2021 roku pozostał monitoring w Mokrzcu, Dębicy i w Szczepańcowej.
O tym, co zostało wykonane w zeszłym roku i co jeszcze nas czeka w projekcie dla Wisłoki – krótka rozmowa z Piotrem Sobieszczykiem, kierownikiem projektu.

Co w tym ostatnim okresie sprawiło Ci największą satysfakcję?
Chyba generalnie całość. Wszystko się udało zrealizować, nawet jak były jakieś problemy. Jednym z nich było zniszczenie przepławki, ale też wyskoczyły sprawy zupełnie niespodziewane. W czasie prac przy przepławce w Ropicy Polskiej wykonawca wykopał pocisk artyleryjski z czasów II wojny światowej. Wzywaliśmy policję, ale na szczęście wszystko się dobrze skończyło, nie było większego zagrożenia.
A tak z drugiego bieguna – co w tym samym czasie wywołało u Ciebie największy ból głowy?
Szczepańcowa. W czasie czerwcowej powodzi w Szczepańcowej wyrwało kawałek brzegu i zniszczyło połowę ukończonej przepławki, a drugą połowę przysypało kamieniami i żwirem. Trzeba było szybko reagować i znaleźć rozwiązania, bo tam jest ujęcie wody pitnej dla Krosna. W efekcie, powyżej przyczółka jazu na długości około 35 m wbito ściankę szczelną, której nie było w projekcie, żeby umocnić brzeg na wypadek podobnych zdarzeń. To powinno dobrze zabezpieczyć i przepławkę, i ujęcie.
Przepławka przed powodzią Przepławka zaraz po powodzi Przepławka po odbudowie
Czy kiedy w projekcie kończą się działania inżynierskie, to kierownikowi spada kamień z serca?
Nie wiem, jak to powiedzieć, by nikogo nie urazić. Tradycyjny inżynier myśli zero-jedynkowo. Jest przygotowany projekt jakiegoś obiektu i trzeba go wykonać. W przypadku budowli realizowanych w rzekach, tak specyficznych jak przepławki dla ryb, tak się nie da. Podejście musi być bardziej intuicyjne i elastyczne, a podstawą powinno być sprawdzanie na bieżąco czy to, co powstaje działa dobrze. Na wszystkich etapach realizacji powinna być weryfikacja skuteczności i dopasowywane do warunków. A sam obiekt powinien być poprawiany tak długo, aż będzie skuteczny.
Czyli zabawa dopiero się zaczyna?
No nie, bo w tym projekcie staraliśmy się działać tak, jak mówiłem wcześniej – w trakcie realizacji od razu wprowadzaliśmy korekty. Na przykład, wtedy, kiedy po dokonaniu pomiarów okazywało się, że w jakimś miejscu przepławki jest za duży spadek lub za duża dla ryb prędkość wody. Można powiedzieć, że teraz te grubsze prace się zakończyły i zostały te przyjemniejsze.
Przyjemniejsze, to dość pojemne określenie.
Teraz będziemy sprawdzali skuteczność przepławek z punktu widzenia ryb. Czy ryby poradzą sobie z tymi urządzeniami. Bo chociaż sprawdziliśmy tak zwaną hydraulikę urządzeń, czyli to, jak przez nie woda płynie, jakie ma prędkości i jakie spadki, przy małych i wysokich stanach, to nie jest oczywiste, jak sobie z tym poradzą ryby.
Zakres niepewności jest w takich przypadkach duży?
No… powiedziałbym, że jest dreszczyk niepewności. Przykładem mogą być badania, jakie zrobiliśmy jesienią na przepławce w Jedliczach. Odłowiliśmy i oznakowaliśmy tam pięćdziesiąt pstrągów potokowych pochodzących z hodowli stawowej, dwulatków – jedna klasa wielkości, taka sama kondycja. Okazało się, że większość przeszła przez przepławkę i poszła w górę, ale część z niewiadomych powodów popłynęła w dół. Stąd wniosek, ze badanie skuteczności przepławki w taki sposób nie daje wiarygodnej informacji, bo jest wiele niewiadomych dotyczących zachowań ryb.
To wobec tego, kiedy będziemy wiedzieli, że przepławki działają dobrze?
Przyjęliśmy w tej sprawie pewne założenia – będziemy zadowoleni, gdy połowa z oznakowanych ryb przejdzie przez przepławkę.
Rozmawiał: Roman Konieczny