
Rozmowa
z Andrzejem Bobką
projektantem
przepławek
na Wisłoce
Budowa której przepławki powodowała u Państwa największy niepokój?
Emocje były na każdym z obiektów. A wynikały głównie z tego, że w Polsce nie ma żadnych rozporządzeń ministerialnych dotyczących projektowania przepławek. W Prawie wodnym ten element jest pominięty, tak jak pominięty jest aspekt drożności różnych obiektów poprzecznych na rzekach. Jedyne źródła wiedzy na ten temat to polskie publikacje naukowe oraz zagraniczne normy projektowania (np. DVWK/FAO). Więc z jednej strony ten brak zasad i wytycznych daje projektantom szerokie pole do popisu, z drugiej zaś jest źródłem ogromnych wyzwań.
Czy RZGW coś narzucał Państwu w zakresie projektowania?
RZGW tworząc Projekt wzorował się na innym zadaniu – udrażnianiu Białej Tarnowskiej. Tam kilkanaście przepławek było już zaprojektowanych, można powiedzieć, że wypracowywane zostały pewne standardy. Głównym parametrem krytycznym – podstawą wymogu stawianego przez RZGW było zapewnienie możliwości pokonywania ich przez ryby dwuśrodowiskowe, m.in. łososia, certy oraz jesiotra. Największą trudność sprawiał nam jesiotr, bo jest gigantyczną rybą, więc natychmiast powstał problem ilości wody jaka jest potrzebna w przepławce oraz wymiary basenów przepławki.
To problem wszystkich przepławek?
Odpowiednie ilości wody to głównie problem przepławek w formie „kanału obejścia”. U nas dotyczyło to trzech i, nawiązując do pierwszego pytania, jedna z nich – przepławka w Mokrzcu, stworzyła najwięcej problemów i dostarczyła nam naprawdę dużych emocji. Zastaliśmy tam istniejący jaz o wysokości piętrzenia powyżej 4 m o niejasnej sytuacji właścicielskiej, Małą Elektrownię Wodną, która zmieniła warunki przepływu wody w rzece na dolnym stanowisku i „wyłączyła” z działania istniejącą techniczną przepławkę dla ryb oraz inne jeszcze problemy, m.in. dostępność terenu. Aktualne pozwolenie wodnoprawne dla elektrowni i instrukcja gospodarowania wodą ograniczały przepływ jaki został do naszej dyspozycji. To był problem, szczególnie przy konieczności zapewnienia wody dla jesiotra.

Tak ogólnie sformułowane wymagania dla projektanta to pozytywne wyzwanie czy duży kłopot?
Jedno i drugie – nigdy nie jest dobrze. RZGW w umowie określił ogólnie, że przepławki mają być „bliskie naturze” – w tym przypadku bystrotok regularny lub obejście, tzw. by-pass – oraz aspekty techniczne takie, jak: lokalizacja wejścia do przepławki, kierunek i prędkość prądu wabiącego, różnice poziomu wody pomiędzy poszczególnymi komorami, prędkości prądu wody w szczelinach i przelewach, rozmiar komór oraz wartości turbulencji wody. RZGW określiło również warunek, by przepławki umożliwiały ich pokonanie przez wszystkie migrujące organizmy wodne, niezależnie od stadium rozwoju dla przepływu występującego 300 dni w roku. Przy czym, Zamawiający określił jedynie punktowo lokalizację istniejących obiektów hydrotechnicznych w odniesieniu do kilometra rzeki. To niewiele, bo wiele z tych przepławek, to duże obiekty i wszystkie konieczne pomiary geodezyjne, geologiczne oraz analizy projektowe dotyczyły nie tylko progu, ale także koryta poniżej i powyżej. Warto pamiętać, że przepławka w Ropicy Polskiej ma 114 m długości. Ale to co dostaliśmy, wystarczyło do znalezienia rozwiązań.
Na czym opiera się sztuka dobrego doboru rodzaju przepławki?
Nie odpowiem ogólnie na to pytanie, ale na przykładzie tego projektu. Analiza techniczno-przyrodnicza oraz modelowanie hydrauliczne pozwoliły nam na dobranie optymalnego rozwiązania. Z Katedrą Inżynierii Wodnej Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, prowadzonej wtedy przez prof. Wojciecha Bartnika zbudowaliśmy dwuwymiarowy model hydrauliczny przepławki, który pozwolił dobrać, już na etapie projektowania, ułożenie każdego głazu stanowiącego główną konstrukcję przepławki. Obserwowaliśmy na tym modelu ważne parametry przepławki takie, jak napełnienie komór czy prędkość przepływającej wody i mogliśmy je weryfikować zmieniając wymiary i ułożenie głazów.

Dla przykładu, koryto przepławki w Ropicy Polskiej zostało przez nas podzielone na dwa odrębne kanały, które mają służyć różnym wielkościom ryb. Jeden z nich, z głazami w formie szachownicy jest przeznaczony dla gatunków większych – dobrze pływających, a drugi w formie rygli dla wszystkich mniejszych, pływających słabiej. Wykorzystanie modelu pozwoliło nam dobrać takie ustawienie przegród, że spełnione zostały wymagania dla obu rodzajów ryb.
Ale mimo tego w Ropicy Polskiej trzeba było zrobić korektę już po ułożeniu przepławki.
Tak. W Ropicy Polskiej był dość skomplikowany układ progów ze stalowych ścian Larsena, który mogliśmy dokładnie pomierzyć dopiero po rozpoczęciu prac w korycie. Okazało się wtedy, że jego elementy znajdujące się pod wodą mają nieco inny przebieg niż wynikało to z dokumentacji geodezyjnej oraz archiwalnej. W ramach pełnionego przez nas wspólnie z firmą Staand nadzoru autorskiego zmodyfikowaliśmy odpowiednio rozwiązanie projektowe poprzez poszerzenie otworu wlotowego oraz dołożenie głazów, które rozbijają strugi wody przepływającej przez przepławkę.

Biorąc to pod uwagę, bardzo dobrym ruchem ze strony RZGW było ogłoszenie przetargu i zatrudnienie nadzoru przyrodniczego. Dzięki temu można było wszystkie modyfikacje konsultować i korygować na bieżąco w czasie budowy. Zwłaszcza przy tak dobrej współpracy z nadzorem inwestorskim oraz profesjonalizmie wykonawcy robót.
Jest Pan zwolennikiem tezy, że nie da się zaprojektować dobrze działającej przepławki bez korekt w czasie realizacji?
Uważam, że projektant przepławek seminaturalnych takich, jak np. bystrotok w korycie rzeki musi ściśle współpracować z kierownikiem budowy, nadzorem inwestorskim oraz nadzorem przyrodniczym przy realizacji robót budowlanych. Z technicznymi przepławkami jest łatwiejsza sprawa. Proszę zwrócić uwagę, że na Wisłoce mamy do czynienia głównie z przepławkami w korycie rzeki, gdzie to dno ciągle ulega zmianom. Nie wszystko da się w takiej sytuacji policzyć i nie wszystko przewidzieć.

Czy projektowanie przepławek to jest ciekawa praca?
Nasz zespół jest młodym zespołem. Trochę inaczej patrzymy na obiekty hydrotechniczne niż nasi poprzednicy, staramy się uwzględniać aspekty środowiskowe – to dla nas jest szczególnie ważne. Istniejące obiekty nie posiadają w ogóle, bądź posiadają niedostateczną infrastrukturę umożliwiającą swobodną migrację organizmów wodnych. Celowo używam słowo „infrastruktura”, bo przepławka jako obiekt powiązany funkcjonalnie z progiem lub jazem jest swoistą „drogą wodną” dla ryb. Specjalistyczne badania ichtiofaunistyczne muszą odpowiedzieć na pytanie jakie gatunki ryb, o jakich wymiarach i potrzebach życiowych występują na danym odcinku rzeki, bo to przekłada się na prawidłowe projektowanie w konkretnych warunkach morfologicznych i reżimie hydrologicznym rzeki. I właśnie to jest najciekawsze, że każda przepławka jest indywidualna, jedyna w swoim rodzaju.

O tym myśleliśmy projektując przepławki na Wisłoce. I one się wpisują w środowisko. Patrząc na Szczepańcową, czy wszystkie plastry miodu na Białej to widać tę myśl środowiskową, czyli wpisanie obiektu hydrotechnicznego w krajobraz, w reżim hydrologiczny rzeki.
Z których przepławek jesteście najbardziej zadowoleni?
Przepławka w Ropicy to wyjątkowy z naszego punktu widzenia obiekt, bo mimo, że jest tam ujęcie wody pitnej dla Gorlic, to udało się wybudować seminaturalną przepławkę w korycie rzeki z zachowaniem prawidłowej pracy tego ujęcia. Jeśli chodzi o inny typ przepławki – kanał obejścia, to uważam, że bardzo ciekawie wyszła przepławka w Szczepańcowej. Pomimo tego zjawiska powodziowego, którego nie dało się przewidzieć. Tak przy okazji – mieliśmy tam do czynienia z jazem, który został wybudowany przed II wojną światową, czyli zabytkiem. Nie można było ingerować w ten obiekt, czego pilnował konserwator.

Czy na podstawie tych doświadczeń macie jakieś sugestie dla projektantów, wykonawców czy inwestorów?
Powiem nie wprost – przez pryzmat doświadczeń. Pozytywne doświadczenia dotyczą współpracy z inwestorem – kierownikiem projektu – panem Piotrem Sobieszczykiem. Nie dość, że konkretny, to mówiąc obrazowo – chce, żeby przepławki były dobrze wykonane, a nie tylko oddane do użytku. Nigdy też nie widziałem, żeby Pan Piotr szukał winnych pojawiających się problemów, które z natury występują na takich obiektach. On próbuje rozwiązać problem. To wszystko świadczy o dużej świadomości tego inwestora. No i w dodatku sam wchodzi do rzeki! Czapki z głów!
Natomiast, jeśli chodzi o negatywne doświadczenia, to dotyczą one procedur administracyjnych. Nie chodzi tutaj tylko i wyłącznie o ich czasochłonność w urzędach, ale również o konieczność uzgodnienia projektu z innymi stronami postępowania, które realizują swoje ustawowe interesy. Nie raz rozwiązania projektowe wchodziły w kolizje z potrzebami interesariuszy danego obiektu hydrotechnicznego, czego efektem było wielomiesięczne szukanie kompromisu i przeprojektowywanie. Często kończyło się to sformułowaniem dla nich nowych obowiązków, np. konieczności konserwacji i usuwania zatorów wywołanych materiałem niesionym przez rzekę, co wywoływało wiele kontrowersji. Proszę sobie wyobrazić, że przez to projektowaliśmy te przepławki przez prawie 3 lata! Tak na marginesie – musieliśmy się utrzymać w cenie ryczałtowej.
Rozmawiali: Małgorzata Siudak, Roman Konieczny