Rzeki zawsze dzieliły się tym, co miały najlepszego: dawały pożywienie, picie, ochłodę i odpoczynek, ułatwiały transport, użyźniały ziemię, były też źródłem natchnienia i metafizycznym medium. A myśmy z tego chętnie korzystali. Niemal od zawsze głowiliśmy się jak zaprząc rzekę do pracy. I mieliśmy w tym spore sukcesy.
Kluczowym wynalazkiem było koło wodne służące do różnych celów – mąka to był jeden z wielu produktów uzyskiwanych dzięki takim urządzeniom. Koła przekładały energię wody na maszyny produkujące kaszę, tnące deski, wykorzystywano je do produkcji papieru, do ubijania sukna, w hutnictwie, do pompowania wody w wodociągach i przy wielu innych pracach. W konsekwencji pracujących dla człowieka kół wodnych było całkiem sporo. Nie mamy dokładnych liczb, ale szacuje się, że na terenie Polski u schyłku XVIII wieku samych młynów mielących mąkę było kilkanaście tysięcy, a w Europie koło pół miliona. Ale to był romantyczny początek.

Po prawej: Młyn Dells – Wisconsin (Arisona), Fot. Jim Bauer, CC BY-ND 2.0
Wielkie zapory na rzekach budowaliśmy od dawna, można powiedzieć od tysięcy lat do nawadniania terenów rolniczych, zaopatrzenia w wodę miast oraz zmniejszenia wysokich przepływów, czyli ochrony przed powodziami. Ale były to tak trudne przedsięwzięcia, że można je policzyć na palcach. Dopiero rozwój mechanizacji, wiedzy inżynierskiej i w jakimś sensie niedostatek wiedzy o tym, jakie mogą być ich negatywne skutki dla środowiska spowodował, że zaczęliśmy budować mniejsze zapory, stopnie, jazy i przegrody na rzekach, gdzie tylko się dało.
Szczyt tej aktywności na świecie miał miejsce w XX wieku. W Europie w drugiej połowie XX wieku. Budowaliśmy ich dużo: coraz wyższe i coraz więcej. Dziś nie potrafimy nawet powiedzieć ile ich jest. Amerykańskie służby szacują, że przegród na rzekach dorzecza Missisipi jest około miliona…
A u nas? (czytaj artykuł…)